- Cezary, tel. 889 493 153

Orzechowe Przygody Wiewiórasa

“Najgorszy Scenariusz…”

Trener Czarek
BLOG

Najgorszy Scenariusz

W młodości Wiewiórasa…

Ten dzień dla Wiewiórasa zapowiadał się jak każdy inny. Musiał wstać o nieludzkiej porze, gdy nawet ptaki jeszcze chrapały. Z torbą Arena, wielką jak worek świętego Mikołaja, pod pachą, przesuwał się przez zasypany nocą śnieg, robiąc w nim małe tunele swoimi krótkimi łapkami. Mróz szczypał go w nos i uszy, a ciemność wciąż panowała nad światem, ale Wiewióras znał tę trasę jak własną kieszeń. Od kilku lat trenował pływanie, a basen stał się jego drugim domem, mimo, że woda była zimniejsza niż jakakolwiek nora w lesie.

Gdy Wiewióras dotarł do basenu, już przy wejściu powitała go znajoma woń chloru. Szybko przebrał się w szatni, zakładając swoje supermodne kąpielówki z motywem orzeszków i nieodłączny czerwony czepek, który zawsze wywoływał uśmiech na twarzach jego współtrenujących.

Skoczył do wody z gracją, którą opanował do perfekcji przez lata treningów, a gdy tylko zanurzył się w basenie, poczuł, jak wszystkie poranne troski i zmęczenie znikają. Każdy ruch łapek w wodzie przypominał mu o tym, dlaczego tak kocha pływanie. Czuł się jak w swoim żywiole – dosłownie i w przenośni.

Wiewióras oprócz samego pływania uwielbiał swojego trenera, Włodka. Włodek był dla niego kimś więcej niż tylko trenerem – był mentorem, przyjacielem, a czasami nawet jak starszy brat. Zawsze miał dla Wiewiórasa dobre słowo, a jego rady były bezcenne. To właśnie Włodek nauczył go, że pływanie to nie tylko sport, ale sposób na życie.

Wiewióras spędzał na pływalni więcej czasu niż gdziekolwiek indziej, ponieważ tu czuł się naprawdę obecny. Żył tą chwilą, każdym ruchem łapek w wodzie, każdym oddechem. Dwie godziny na pływalni dawały mu więcej skupienia i satysfakcji niż dziesięć godzin spędzonych w szkole. To było jego miejsce, jego świat.

Uwielbiał także swoją grupę treningową. Byli zgrani jak mało która drużyna, wspierali się nawzajem w każdej sytuacji, zarówno na treningach, jak i poza nimi. To oni potrafili rozbawić Wiewiórasa do łez, ale też wesprzeć go, kiedy miał gorszy dzień. Ich więź była wyjątkowa, niemalże rodzinna.

Ale najważniejsze było to, że Wiewióras miał talent. Prawdziwy talent. Jego technika, wytrzymałość i pasja do pływania sprawiały, że wszyscy mówili o jego świetlanej przyszłości. Nawet sam Włodek nie raz podkreślał, że czeka go medal olimpijski. I Wiewióras wierzył w to, pracował ciężko każdego dnia, bo wiedział, że jego marzenie jest na wyciągnięcie ręki.

Tego dnia w szkole czekała na Wiewiórasa lekcja historii. Nauczycielem tego przedmiotu była jego mama, Grewióraska, znana ze swojego surowego podejścia do nauczania.

Gdy lekcja zaczęła się na dobre, Grewióraska podniosła głowę i spojrzała na Wiewiórasa. Jej oczy były przenikliwe, a głos – donośny, kiedy zawołała:

  • Wiewióras na środek!

Wiewióras poczuł, jak serce zaczyna mu bić szybciej. Niepewnym krokiem ruszył w stronę podestu, który służył za miejsce do odpowiedzi na pytania. Każdy krok wydawał się ciągnąć w nieskończoność, a droga do podestu zdawała się nie mieć końca. W końcu jednak stanął na środku sali, naprzeciwko swojej pływackiej klasy.

Wszyscy koledzy i koleżanki z drużyny patrzyli na niego z mieszanką ciekawości i współczucia. Wiedzieli, że Grewióraska nie dawała taryfy ulgowej, nawet własnemu synowi. Zwłaszcza własnemu synowi.

Wiewióras próbował utrzymać kontakt wzrokowy z mamą, choć było to trudne. Jej głos był teraz spokojniejszy, ale nadal miał tę surową nutę, kiedy zaczęła:

– Co to było na fizyce? Co dostałeś z klasówki? Ile razy już ta sama ocena? Masz coś do powiedzenia? Wstydziłbyś się za takie oceny!

Każde pytanie cięło jak brzytwa, raniąc coraz głębiej. Wiewióras zaczynał tracić kontrolę nad sobą. Jego umysł szalał, serce biło jak oszalałe, a on nie wiedział, jak się zachować, co zrobić. Starał się utrzymać maskę spokoju, ale wewnętrznie czuł, jakby zaraz miał eksplodować.

Koniec z pływaniem! – Grewióraska kontynuowała bez litości. – Dzisiaj idę do twojego trenera i mówię, że kończysz! Żadnych zawodów, żadnych obozów! Tak nie może być, nie będziesz pływał, będziesz się uczył! Siadaj!

Te słowa były jak cios prosto w serce. Pływanie było dla Wiewiórasa czymś więcej niż tylko sportem. To była jego ucieczka, jego pasja, jego drugi dom. Teraz wszystko miało zostać mu odebrane. Czuł, jakby świat zapadł się pod nim.

Wiewióras płakał, ale wewnętrznie. Nie mógł pozwolić sobie na łzy przed klasą. Czuł, jakby z każdym słowem matki jego serce krwawiło coraz bardziej. Klasa była w szoku, a Wiewióras czuł, jakby stał, ale w rzeczywistości leżał zwinięty w kłębek pod łóżkiem, czekając na najgorsze. Smutek i żal, które wypełniły jego serce, zabiły wszystkie jego marzenia, szczęście i poczucie bezpieczeństwa, które dawało mu pływanie.

Wiewióras wrócił do domu z sercem ciężkim jak kamień. zaczął budować swoją kapsułę – jego azyl, miejsce, gdzie mógł się schować przed całym światem. Użył do tego dwóch krzeseł i kilku kocy, tworząc małą, ciasną przestrzeń, w której mógł się schować. Myślał, myślał, myślał… Jego umysł był jak burzliwe morze, pełne myśli, wspomnień i marzeń, które teraz wydawały się tak odległe. Czekał, czekał, czekał… Czas płynął, a on wciąż siedział w swojej kapsule. 

Ale jak kończy się ta historia? To pytanie pozostawiam Wam, drodzy czytelnicy. Wiewióras prosił, by nie zdradzać zakończenia, bo jest ciekawy Waszych interpretacji. Może udało mu się przekonać mamę i wrócił na basen, a może odkrył nową pasję, która pozwoliła mu połączyć naukę z miłością do sportu. Może Włodek znalazł sposób, by pomóc mu pogodzić wszystko, co kochał.

Zastanówcie się, jak Wy byście zakończyli tę historię. Czy Wiewióras spełnił swoje marzenia o olimpijskim medalu? A może znalazł inny sposób na szczęście i spełnienie? Każdy z Was ma swoje zakończenie, a najważniejsze jest, by było pełne nadziei i wiary w to, że marzenia są możliwe do zrealizowania, niezależnie od przeciwności losu.

Taka sytuacja, taka trauma, może mieć długotrwałe skutki. Strach przed tym, co będzie, najgorszy scenariusz, ciągłe czekanie i analizowanie – to wszystko może się stać częścią codzienności. Podświadomość koduje taki schemat i nie zdajemy sobie często sprawy, dlaczego wstydzimy się, czerwienimy na twarzy, boimy się wypowiedzi czy decyzji.

Te trudne emocje, które towarzyszą nam w dzieciństwie, sabotują nasze dorosłe życie. Najgorsze scenariusze powracają, blokując działania, a strach i złość stają się stałymi towarzyszami.

Warto czasami wrócić do przeszłości, spojrzeć na swoje wewnętrzne dziecko i zastanowić się, co nas dzisiaj blokuje lub przeszkadza. Zrozumienie tych mechanizmów może być kluczem do uwolnienia się od dawnych lęków i traum. Im szybciej to zrobimy, tym lepiej.

Gdyby Wiewióras znał wtedy akupresurę…

KONTAKT

PRACUJĘ

© Copyright 2024 kolorowagrafika.pl